Tagi dla synonimów wyrażenia dobrej nocy. Lista tagów dla synonimów wyrażenia dobrej nocy: synonimy wyrażenia dobrej nocy, inaczej dobrej nocy, wyrazy bliskoznaczne wyrażenia dobrej nocy, inne określenie wyrażenia dobrej nocy. Wyrażenie dobrej nocy posiada 2 synonimy w słowniku synonimów. Synonimy słowa dobrej nocy: dobranoc
W nocy nad zachodnią Polskę zacznie wkraczać strefa chłodnego frontu atmosferycznego - informuje Instytut Meteorologii i Gospodarki Wodnej. Chłodne powietrze będzie przesuwać się na wschód i wypierać gorące. Na linii frontu synoptycy przewidują burze. Jak mówiła synoptyk IMGW Ewa Łapińska, ochłodzenie nadejdzie od północnego zachodu. Późnym wieczorem większe zachmurzenie będzie w Świnoujściu i w Szczecinie. W nocy będą tam występowały przelotne opady deszczu i burze. "Burze będą związane z kolejnym frontem atmosferycznym, który będzie przemieszczał się przez Polskę z północnego zachodu w głąb kraju" - mówiła synoptyk. "Dlatego wtorek będzie ciekawy pogodowo, bo będziemy w strefie frontu, na wschodzie będzie jeszcze gorące zwrotnikowe powietrze i około 30, nawet 33 stopni Celsjusza na Podkarpaciu, natomiast na zachodzie, za frontem, już nieco chłodniej - 24, 25 stopni" - powiedziała Ewa Łapińska. Burze lokalnie mogą być gwałtowne, z silniejszym deszczem. Synoptycy przewidują, że podczas burz spadnie w centrum i na północy kraju około 15-20 milimetrów deszczu, na południu Polski do 30-35 milimetrów. Kolejne dni będą nieco chłodniejsze. W środę i w czwartek termometry wskażą maksymalnie 25 stopni Celsjusza w centrum, 20 nad morzem i 26 na południu kraju.
2022-12-24 - Explore Aleksandra's board "dobrej nocy" on Pinterest. See more ideas about dobranoc, dzień dobry, cytaty na dobranoc.
Któż nie chwiałby zobaczyć jednego z piękniejszych miejsc na świecie, jakim jest archipelag wysp Lofoty w Norwegii. A jeszcze jak masz możliwość zanurkowania? Nie zastanawiałem się nawet pięciu minut, gdy pojawiła się okazja zorganizowania rejsu wzdłuż tego archipelagu. Na dodatek z możliwością nurkowania i eksploracji nowych miejsc. Owszem byłem już na Lofotach, ale zawsze stacjonarnie. Teraz miał być to rejs, w czasie którego można było zobaczyć niezwykle rzadko odwiedzane zakątki północnej części Norwegii. W sumie do przepłynięcia mieliśmy 280 mil, a miejsca nurkowe - kompletnie dziewicze i NorwegiaPodróż z Warszawy do Tromso minęła dość szybko i praktycznie niezauważalnie. Wieczorem w sobotę jesteśmy wreszcie w Tromso i pakujemy się na nasz jacht Hi Ocean One, którym już w kilku miejscach na świecie pływałem. Jeszcze tylko szybkie zakupy na rejs, spacer po miasteczku, symboliczne lokalne piwo w restauracji, do tego zupa rybna i stek z wieloryba i na drugi dzień ruszamy w naszą odkrywczą wyprawę w kierunku Lofotów. Cel. Eksploracja nowych miejsc nurkowych na trasie Tromso – Bodo. Nie przypominam sobie, aby ktoś wcześniej w Polsce organizował takie safari nurkowe. Można oczywiście zorganizować podobną imprezę z pośrednictwem Norwegów… za cenę zatem witaj niedzielę ruszamy z Tromso. Po przepłynięciu 1,5 godzin docieramy do małego przesmyku, zwężenia pomiędzy dwoma wyspami, gdzie na dodatek na środku jest jeszcze jedna mała wyspa. W przesmyku ryb tyle, że aż się gotuje na powierzchni. Woda dosłownie żyje. Przy powierzchni mnóstwo ryb, na brzegu mnóstwo wędkarzy, a z góry setki ptaków napierają na ryby, które najwyraźniej przy powierzchni znalazły najwięcej pokarmu. Gdy dopłynęliśmy do przesmyku prąd właśnie ustawał. Musimy wiedzieć, że nurkując w Norwegii koniecznie należy posługiwać się kalendarzem pływów, które tu kilka razy na dobę dyktują warunki. Przygotowanie sprzętu zajęło nam dobre pół godziny, a w tym czasie zaczął się pływ powrotny. To był nas tzw. check dive przy wyspie Skittentiden. Spływaliśmy wzdłuż wysepki Ryoya na środku przesmyku. Nurkowanie sprawdzające po norwesku, czyli w silnym prądzie dochodzącym do 6 węzłów, czyli ok 12 km/h. Okazało się później, że na wyspie tej w dawnych czasach wykonywano wyroki śmierci. A prądy są tu jedne z silniejszych. Płyniesz z prędkością 12 km/h. Jak nie wiesz, ile to jest, to wsiądź na rower i jedź średnią prędkością. Obecnie wyspa należy do Uniwersytetu w Tromso. Zanurzamy się w cztery osoby, by już po 2 minutach zdać sobie sprawę, że to się nie uda. Zgubiliśmy się zaraz na początku. Przy takich prądach można tylko w parach nurkować i bardzo trzeba się pilnować. Na chwilę zatrzymałem się za występem skalnym, aby sfilmować niesamowicie kolorowa ściankę pełno pomarańczowych gąbek i już partner nurkowy zniknął mi gdzieś tam hen w toni. Zatem bez solidnej bojki nurkowej nawet nie wchodź tu do wody. Nurkowanie bardzo emocjonalne i piękne. Prąd niesie nurka tuż nad dnem - w prądzie, gdzie nie masz czasu na zastanawianie się, co i jak sfotografować. Musisz reagować od razu, gdy coś wpadło Ci w oko. Gdy zostałem sam pod wodą postanowiłem puścić bojkę, aby było wiadomo gdzie jestem. Głębokość 15 metrów. Puszczam linkę szpulki. Leci i leci. Po chwili zorientowałem się, że bojka nie poleciała do góry tylko pod kontem 45 stopni w kierunku prądu. Wstrzymałem rozwijanie sznurka i w tym momencie nurt wyrwał mnie z miejsca. Aby zobrazować siłę opiszę to tak, że gdybym miał kalosze, wyrwałoby mnie z nich jak nic. Obrazy pod wodą migały mi tak szybko, że nie miałem nawet czasu przenalizować, co widzę. Dopiero po wynurzeniu zrobiłem szybką retrospekcje tego, co zobaczyłem. Całe dno usiane małżami. Bardzo dużo jeżowców. Brunatnice w nielicznych miejscach walczyły z prądem, o to, aby ich nie powyrywało. Masa ryb, głównie rdzawców. Przejrzystość wody około 15 metrów. Jak na nurkowanie sprawdzające – ekstremalne. Po nurkowaniu na noc płyniemy na mały trekking przy miejscowości Straumsbukta, gdzie są dwa jeziora. Spokojna, cicha zatoka, do której wpada słodka woda z tych właśnie dwóch jezior. Tu zauważyliśmy dopiero potężne meduzy z 1,5 m odnogami chwytającymi każde drobne stworzenie. Później okazało się, że jest ich tu dzień zaczynamy od nurkowania na wypłyceniu na środku fiordu. Zapowiada się bajecznie. Już po zrzuceniu kotwicy widzimy płynącego pod jachtem gigantycznego halibuta. Słońce jak w Chorwacji. Prądu praktycznie brak. Szybko zbieramy się ze sprzętem nurkowym i w parach wchodzimy do wody. W tym miejscu mapy pokazują, iż dno opada pod dość dużym kątem do głębokości ok 120 metrów. Już w wyobraźni buduję sobie wizję skalnych ścian obrośniętych ukwiałami, gąbkami i różnego rodzaju zwierzętami żyjącymi w wodach morza norweskiego. Wchodzimy do wody. Okazuje się, że dno jest piaszczyste. Jednak nie jest to piasek jak sobie wyobrażasz. Wygląda to bardziej na taki skruszony koralowiec jak używa się w akwariach morskich na podłoże. Oczywiście nie są to szczątki koralowców tylko drobne pozostałości wapiennych organizmów. Nieliczne brunatnice ciągną się do głębokości około 20 metrów. Tam też pokazało się sporo dorszy. Duże sztuki leżą na dnie i czyhają na mniejsze rybki, które znalazły sobie schronienie w brunatnicach. Poniżej 30 metrów dno zaczyna pod ostrzejszym kontem opadać w dół i tam zaczynają pojawiać się powoli ścianki. Na 40 metrach ścianka się kończy i dalej piaszczyste dno opada ostro w dół. Widziałem jak to wyglądało tylko do ok 60 metrów. Może niżej też są ścianki ... tego już jednak nie sprawdziłem. Na 40 metrach całe stada rdzawców (ang. Polloc). Kilka zębaczy. Im głębiej, tym woda bardziej klarowna. Przy powierzchni słabsza, ok 10-15 metrów. Na 40 metrach spokojnie było już 30 metrów wizury. Taka była reguła odnośnie przejrzystości wody podczas całego wyjazdu. Po nurkowaniu łowimy ryby, dorsze, rdzawce, a nawet kolega wyciągnął bromse - typowo głębinową rybę. Przez wielu Norwegów uważana za najsmaczniejszą z wachlarza norweskich ryb. Ta złowiona ważyła ok 5 kg, ale zdarzają się i sztuki po 30 kg. Mięso tej ryby ma konsystencję bardziej kurczaka, niż ryby. Świeżo usmażone rdzawce i dorsze smakują wyśmienicie. Dobrze jest mieć wędkę na pokładzie w Norwegii, oj tego miejsca mamy ok. 50 mil płynięcia w kierunku miasteczka Harstat, do którego docieramy ok. Do Bodo, gdzie kończymy rejs, jest jednak kawał drogi, a musimy tam zdążyć przed sobotą, kiedy to mamy lot drodze widziałem jeden z piękniejszych zachodów słońca w moim życiu. Równocześnie wschodził pełny księżyc. Zatem po prawej stronie burty był wschód księżyca z zapadającą nocą, a po lewej niesamowicie malowniczy zachód słońca z kończonym się dniem. Ale to nie wszystko. Około północy – mimo, że to dopiero początek września - przez 10 minut ukazała się zorza polarna. Nie do opisania spektakl. Po prostu płyń z nami następnym razem! Miasteczko Harstat mniejsze od Tromso. Nic spektakularnego, jednak zawsze jest gdzie się schronić jachtem na noc. Pierwsze nurkowanie 5 września wykonujemy przy wyszukanej na mapie ścianie opadającej do 160 metrów. Ok. 2 kilometry przed nami widać most łączący dwie wyspy. To jest właśnie symboliczna granica wejścia do archipelagu wysp Lofoty. Tym razem udaje nam się wejść do wody w czasie niemalże najwyższej wody, zatem prąd jest bardzo słaby i tylko przy powierzchni. Dwie pławy oznaczają przy wysepce Steglholmen płyciznę i głęboką wodę, która jest jednocześnie torem wodnym dla przepływających statków. Ściana opada niemalże pionowo. Typowy tzw. drop-off. Jako, że sprzętowo jesteśmy ograniczeni do pojedynczych 15 i 18 litrowych butli, to schodzimy maksymalnie do 40 metrów. Czarna czeluść opada pionowo dalej w dół. W niektórych momentach na ścianie jest tyle ryb, co w Egipcie na rafach koralowych. Olbrzymie dorsze krążyły niczym rekiny blisko ściany gdzieś tam na głębokości 50 metrów. Kształtem przypominały jesiotry, dlatego to skojarzenie z rekinami. Tu i ówdzie dają się zauważyć olbrzymie czerniaki zwane też czarnym dorszem (ang. Coalfish). Często młode osobniki mylone są z rdzawcami (ang. Polloc). Sama ściana uboga w tak charakterystyczne ukwiały i gąbki, które występują licznie na samych Lofotach. Myślę, że jest to efekt bardzo silnych prądów, które zwyczajnie zrywają wszystko ze ścian. Na płyciźnie, czyli ok. 10-15 metrów liczne młode osobniki dorszy i rdzawców. To właśnie na nie czyhają olbrzymy z głębin tu i ówdzie podchodzące do góry na żer. Nurkowanie bardzo udane. Gdyby był prąd przepłynęlibyśmy z kilometr spokojnie. Teraz było to około 300 nurkowaniu obiad, ładowanie butli i ruszamy dalej w kierunku Lofotów. Przepływamy pod mostem, który jest symboliczną bramą na archipelag wysp Lofoty. Zaczynamy płynąc wąskim przesmykiem. Prąd ciągnie łódź, że zasuwamy ok. 8 węzłów. Pod wieczór przypływamy pod uroczo położoną wysepkę Litleholmen. Wchodzimy do wody. Nie ma tu w ogóle brunatnic. A wszystko, co leży na dnie, porośnięte jest fioletowym nalotem wapiennym. Świadczy to o dużym stężeniu słodkiej wody. W sumie nie ma się co dziwić. Zewsząd spływa słodka woda z gór - zarówno potokami jak i z cały czas topniejących śniegów na szczytach gór, które tworzą niezliczoną ilość małych strumyków. Tu właśnie widziałem największego podczas całego rejsu zębacza (ang. Wolffish albo Catfish). Prawdziwy kolos, który nic nie robił sobie z mojej obecności. W sumie to ja miałem obawy, na ile mogę do niego podejść. W końcu uścisk jego szczęki to dwie tony (jak pies buldog). Ciekawostką jest to, że ryba ta z racji tego, że żyje w bardzo niskich temperaturach, wytworzyła specjalną substancję, nazwijmy to rozmrażacz, który powoduje, że w ekstremalnych warunkach płyny ustrojowe dopływają do najdalszych komórek w jej organizmie. Tu też Jacek, jeden z uczestników wyprawy, sfotografował na dnie Geoduck’a. Coraz bardziej popularny jadalny małż. Wpływając w przesmyk nie da się nie wyczuć uderzającego w nozdrza powiewu lekkiej bryzy z zapachem lasu. Lasu żywicznego, wypełnionego grzybami i świerkami. Zapach tak przyjemny, że wiele razy wdycham powietrza tyle, ile są wstanie pomieścić płuca. Zapach lasu pomieszany ze świeżą wodą i ciepłym powietrzem gnanym prądami gdzieś tam, z zachodu. Do tego widoki szczytów gór Lofoty. Ach jaka uczta dla oczu, uszu i innych noc kotwiczymy niedaleko wysepki, przy której nurkowaliśmy. Gdy jeszcze wszyscy śpią nasz kapitan rusza dalej w trasę. Chcemy osiągnąć dziś nasz cel – miasto Svolvaer, stolica Lofotów. Wychodzimy z cieśniny na otwarte morze. Tu wreszcie zaczyna wiać i nieco bujać, żagle wreszcie rozwinięte. Około dopływamy do małej wysepki Alpoya, tuż obok Alpoykalven. Linie izobaryczne pokazują tu niemalże pionową ścianę schodzącą do 100 metrów. Faktycznie. Jacht podpływa około 30 metrów od skał, a pod nami 50 metrów głębokości. Nie ma opcji, aby rzucić kotwice. Skaczemy do wody w dryfie. Pod wodą wreszcie typowe widoki okolic Lofotów. Brunatnice i tysiące ryb. Zaraz przy powierzchni udaje mi się nagrać na GoPro olbrzymie stado rdzawców. Gdzieś pomiędzy nimi charakterystyczne w tym regonie meduzy. Dno bardzo szybko opada w dół. Już na 15 metrach brunatnice przestają rosnąć, a ściana opada istotnie pionowo w dół. Granitowe skały, tak charakterystyczne dla Lofotów, pod wodą całe są oblepione przez jeżowce. Na 40 metrów dorsze, karmazyny i typowo głębinowa ryba brosma. To właśnie ta, która uważana jest za jedną ze smaczniejszych. Tu jednak wygląda na jedną z piękniejszych. Na 40 metrach ściana opada tak pionowo, że widać tylko czerń. Piękne uczucie fruwania w toni przy takiej ścianie. Po nurkowaniu wpływamy do Svolvaer. Wszyscy wytęsknieni lądu niemalże natychmiastowo uciekają na brzeg. Część na pobliską górę, część do centrum na spacer, zakupy, zwyczajne nacieszenie oczu widokami miasteczka, które dzięki turystyce rozwija się bardzo szybko. Byłem tu 10 lat temu. Kompletnie nie poznałem portu. Kiedyś nurkowałem tu na wraku w porcie. Dziś na miejscu wraku jest nabrzeże. Przed nami noc w porcie i jutro droga w najdalszy punkt naszego rejsu – miasto Reine. Właśnie to miasteczko – jako niezwykle malownicze – jest zwykle publikowane jako wizytówka rano ruszamy. Wcześniej część grupy wybrała się jeszcze na wycieczkę na górę Floya 590 m wznoszącą się nad Svolvaer. Zdjęcia o poranku wyszły rewelacyjne. Ranek przywitał nas wspaniałym słońcem. Wręcz opalać się można. Tuż przy falochronie na wyjściu z portu w Svolvaer, od wschodniej strony, leżą trzy wraki. Kuter rybacki, mały holownik i wybudowany w 1900 roku dla norweskiej armii statek o nawie Farm KNM. Statek ten miał wiele funkcji podczas II wojny światowej był statkiem szpitalnym, potem zbieraczem min. Wiele razy był przebudowywany. Ostatni właściciel statku nazwał go SIW Aina. 5 Sierpnia 1982 roku statek zatonął. Leży na głębokości 23-29 metrów. Bardzo mocno zniszczony. W płytszej części widać olbrzymie kotły parowe, które zalegają na dnie, zamieszkałe już przez dorsze i czerniaki. Jak wspomniałem, obok leżą jeszcze dwa mniejsze wraki, które można zobaczyć podczas tego samego nurkowania. Gdy już czas nas wygania można spokojnie wspiąć się po skalnej ściance porośniętej bujnie albami i brunatnicami i tam dokończyć nurkowanie. Tu podchodzą do góry całkiem duże czerniaki, które widziałem na głębokości ok 10 metrów. Polują na drobnicę, która znalazła sobie schronienie w tej podwodnej dżungli. Płyniemy dalej. Kolejny przystanek, nurkowanie na wraku Gudrun. Niestety koordynaty z map nawigacyjnych okazały się niedokładne. Podobnie namiary na stronie która to miała dostarczyć dokładnych namiarów GPS, okazały się niedokładne. Wchodzimy do wody zatem przy licznych skałach, które w tej okolicy łagodnie wystają znad powierzchni wody. Na noc dopływamy do miejscowości Reine. Z samego rana trekking na pobliską górę, z której rozciąga się nieprawdopodobnie piękny widok na okolice. Widać Lofoty po horyzont, a że pogodę mieliśmy jak latem w Chorwacji, to zdjęcia wyszły wspaniałe. Ostatnie nurkowanie chcemy wykonać przy wraku Hadsel. Ponownie okazuje się, że koordynaty ze wszelkich możliwych stron internetowych kompletnie nie pasują do miejsca, gdzie leży wrak. Wcześniej nurkowałem na tym wraku i leży nie 100-200 metrów obok, ale w zupełnie innej zatoczce. Tak wiec ograniczyliśmy się do płytkiego nurkowania przy falochronie portu w Reine. Okazuje się, że jest to siedlisko ogromnych czerniaków. Wyglądało to jak w wielkim oceanarium. Przycupnąłem miedzy skałami podwodnymi, a ryby pływały przede mną w lewo i prawo paradując przed obiektywem kamery. Niektóre sztuki były na szczęście bardzo ciekawskie zatem i ujęcia kamerą wyszły bardzo przyzwoite. Wychodzimy z wody i płyniemy prosto do Bodo, skąd następnego dnia rano mamy lot powrotny. Dopływamy około do mariny w porcie i tu niesamowita niespodzianka na zakończenie rejsu. Fenomenalny obraz zmienia nam się nad głowami jak na filmach 3D. Zorza polarna, która dosłownie nad nami zmieniała kolory. Nawet zwykłym aparatem fotograficznym typu „małpka” można było wykonać całkiem dobrej jakości zdjęcia. Czy można było sobie wymarzyć lepszego zakończenie rejsu? Tydzień bardzo nam się udał. Mieliśmy wspaniałą pogodę zarówno na morzu jak i na niebie. Odkrywaliśmy nowe miejsca nurkowe i zobaczyliśmy piękne miejsca, których nie mielibyśmy szansy obejrzeć jadąc autem. Wspaniały tydzień nurkowo-rekreacyjny z załogą gotową do pomocy, uśmiechniętą i zintegrowaną. I takich rejsów życzę i Tobie drogi oraz galeria zdjęć: Autor: Rudi StankiewiczZdjęcia: Rudi Stankiewicz, Jacek Głowiński, Krzysztof Maderak Masz pytania? Wystarczy, że do nas napiszesz lub zadzwonisz: Bestdivers@ Tel. (+48) 601321557 / (+48) 698529073
14 views, 5 likes, 0 loves, 0 comments, 0 shares, Facebook Watch Videos from Wrozka Makia: Dobrej nocy :)
Łukowato wygięty archipelag wysp, położony za kołem polarnym, nad Morzem Norweskim. Wyrzeźbione przez lodowiec, tworzone przez ruchy tektoniczne naszego globu dają obraz taki, że nie ma człowieka na ziemi, który by się nie zachwycił. Morze jest tutaj czyste jak przystało na wody Atlantyku. Golfsztrom niesie ze sobą z południa ciepłą, żyzną wodę, który łagodzi klimat. To sprawia, że są to idealne warunki dla morskich mieszkańców. Pod wodą można zobaczyć piękne lasy brunatnic, alg, które wg. niektórych płetwonurków są równie fascynującym widokiem jak rafa koralowa. Nurkowanie NorwegiaNasza podróż na miejsce to niezwykła przygoda: Wyjeżdżamy z Warszawy. Jedziemy samochodami, niektórzy z dzieciakami, dla nich to będzie też wyprawa życia. Najpierw do Gdańska, stamtąd promem do Nynashamn w Szwecji i dalej przez Szwecję do Silesia - niczego sobie. Kabiny są luksusowe, z łazienką. Oprócz tego - kawiarnia, restauracja, pub, dyskoteka, dancing - można używać całą noc, ale niestety przed nami jakieś lekko ponad 1000 km zatem lepiej się wyspać bo droga długa, na szczęście nie tak męcząca jak w innych krajach Europy. Dlaczego? Mały ruch, brak reklam przy drogach przykuwających wzrok mimo woli i wspaniałe pejzaże. Brak nocy, to też nasz sprzymierzeniec w kiełbaski z grilla na świeżym powietrzu przyglądając się znikającemu brzegowi Polski, potem pub, no... jedno piwko można... Teraz pora na sklepy bezcłowe. Warto kupić białe wino do ryb. Planujemy je jeść codziennie. Obładowani butelkami idziemy spać. Rano ok. 8 budzi nas miły głos, zapraszając na śniadanie (po szwedzku: frukost). Pani włącza się co 15 minut, nie dajemy się długo prosić. Schodzimy do restauracji. Śniadanie - szwedzki stół - kosztuje 50 SEK (około 22 zł.). Jedzenia pod dostatkiem - parówki, jajka, sery, jogurty, owoce i ciasta. Można jeść do woli. Objadamy się do granic możliwości, czeka nas cała doba w samochodzie, a ceny w nielicznych barach w Skandynawii mogą spowodować zawrót dopływamy. Jesteśmy na pięknej, szwedzkiej, ziemi. Jest cieplutko i przecudownie. Omijamy Sztokholm. Może zwiedzimy go w drodze powrotnej? Jedziemy do miejscowości Uppsalli. Mamy przed sobą 800 km autostrady w Szwecji, przez Sundsvall do Umea, później skręcimy w tundrę, wjedziemy do Norwegii. Ale po kolei... Jedziemy wytrwale przez kilka godzin. Na autostradzie rozpędzamy się do 140km/h. Jakby stał gdzieś radar to po nas. W końcu robimy przerwę na posiłek. W przydrożnym barze łosoś i smaczna kawa stawiają nas na nogi. Można jechać dalej. Za oknem dzika przyroda, jeziora, naprawdę jest, na co popatrzeć. Taki widok zapada głęboko w pamięci. Robi się późno. Jest 23, a na dworzu ciągle jasno. Więc tak wygląda dzień polarny. Niesamowite wrażenia i mnóstwo dowcipów na ten temat będą nam towarzyszyć do końca wyjazdu.... kto idzie na nocne? Kiedy otwierają sklep nocny? A niech ktoś spróbuje wytłumaczyć czterolatkowi, aby położył się spać, bo jest środek nocy. Możemy się tylko domyślać, że dzieciaki uważają wówczas rodziców za zjeżdżamy z autostrady i wjeżdżamy w tundrę. Nie widać żywej duszy, ba! Tu nawet ptaków nie słychać. Wokół karłowate drzewka, przechadzają się renifery dokładnie tak jak u nas czasami krowy. Bajka. Dzieciaki mają zadanie bojowe i liczą znaki drogowe. Naliczamy 54 znaki „Uwaga Łoś". Przekraczamy norweską granicę, właściwie tego nie zauważając. Słońce cały czas na niebie. W środku nocy przy bezwietrznej pogodzie jest to widok tak fascynujący, że trudno to opisać. O 4 nad ranem - zatrzymujemy się nad pięknym górskim jeziorem. Pstrykamy parę zdjęć. Jest tak jasno, że nie potrzeba flesza. Gdy później oglądamy zdjęcia, stwierdzamy, że są 6 nad ranem jesteśmy na kole podbiegunowym, 692 m. Biegamy po śniegu jak dzieci. Czerwiec, a my po kolana w śniegu. Zmęczeni i zauroczeni. W tym miejscu trudno znaleźć, choć malutki krzaczek, nie mówiąc już o drzewie. Znajdziemy tu tylko małe rośliny ledwo wyrastające nad ziemię, równie piękne jak flora dżungli, ale wszystko jest niezwykle drogi przez Norwegię prowadzi przez tundrę i góry. Widoki są naprawdę oszałamiające. Górskie wodospady tuż przy drodze robią wrażenie. Błyszczące skały od wilgoci i spływającej zewsząd wody zapierają dech w piersiach. Niedaleko Skutvik (skąd odpływa prom na Lofoty) jest miejsce, w którym urodził się i mieszkał Knut Hamsun - wybitny norweski pisarz, Noblista. Sama podróż przez Szwecję i Norwegię jest już nie lada przygodą. Przed nami dwa tygodnie pobytu w jednym z najpiękniejszych miejsc na ze Skutvik odpływa o 11. O 13 jesteśmy w Svolvar na Lofotach. Widok Lofotów coraz bliżej mimo woli przykuwa nasz wzrok, jednak siły przyrody są silniejsze. Musimy się przespać, choć zdrzemnąć. Jesteśmy padnięci, mamy przed sobą już tylko kilka kilometrów. Mieszkamy w Lingvaerstua Camping koło zapiera nam dech w piersiach. Mamy domek na wzgórzu, tuż nad morzem. Woda za oknem ma kolor lazurowy. Na horyzoncie góry, a przejrzystość powietrza jest taka jak w żadnym dotychczas widzianym przez nas miejscu na świecie. Rewelacja, już cieszymy się ze zdjęć, które jeszcze nie zostały wykonane, ale powietrze i kąt padania promieni słonecznych zapowiada rewelacyjne odbitki. Temperatura powietrza 25'C, woda 8'C. Warunki mieszkalne bardzo dobre. Dom jest przeznaczony dla 26 osób, mieszkamy w nim sami. Mamy do wyłącznej dyspozycji łazienki i duże dwie przytulne kuchnie. Zmęczeni od razu idziemy spać. Później będziemy (sprawa umowna, bo i tak jest jasno) kilka osób wyrusza na rybny rekonesans. Wracamy po godzinie z wiadrem dorszy i polocków. Trzeba je obrać, usmażyć...mhmm...pycha. I tak codziennie. Dorsz smażony, wędzony, zupa z dorsza, sos z dorsza, gulasz z dorsza, a nawet tort, ale z halibuta. Potem mamy dosyć. Polski schabowy albo bigosik to by było niezliczone ilości dorszy ściągają tutaj na tarło, jesienią zaś w pogoni za śledziami zaglądają tu orki i walenie. Rybacki sezon na dorsza trwa od stycznia do kwietnia. Wówczas niezliczone ilości kutrów rybackich, łodzi motorowych i wszystkiego, co pływa, ciągnie z łowisk tony ryb. Ilości ryb są tak ogromne, że trudno to sobie wyobrazić. Złowiony przez 5 letniego Alka dorsz był rekordową sztuką tego dnia. Połów ryb nie wymaga dużej wprawy. Jedynie, co trzeba mieć to mocny, morski sprzęt, bo ryby nie są małe a trafiają się sztuki, o których krążą legendy. Samemu, ciężko je wyciągnąć na łódkę. Zasada przy połowie jest prosta - im dalej wypłyniemy łódką tym większe ryby złowimy. Przynęta na dorsza zwykle nie zdąża zlecieć na dno, bo wcześniej siedzi tam już ryba. Tu naprawdę można przebierać, jakiej wielkości ryby chcemy przywieźć do nurkowań organizujemy sami. Mamy już małe rozeznanie, w końcu to nie jest nasz pierwszy raz w tym miejscu. Sprężarkę przywieźliśmy ze sobą, małą łódź z silnikiem wypożyczamy na miejscu. Lofoty należą do płytszych fiordów w Norwegii. Dlatego też z rzadka schodzimy głębiej niż na 20 m, aczkolwiek są i takie miejsca gdzie 40 metrów i więcej to standard. Nurkując w ten sposób dostępne są dla nas lasy brunatnic, podwodne ściany, kaniony, a nawet od Olderfjord'u. Raptem 15 minut drogi autem od miejsca gdzie mieszkamy. Malowniczo położony fiord, który zamyka się w stronę północną, a od południowej strony łączy się z olbrzymimi masami wody przepływającymi miedzy południową i północną częścią wysp archipelagu. Szukamy miejsca dogodnego do zejścia do wody. Parkujemy auta i podziwiamy widoki. Po chwili zjawia się jakiś człowiek z domku naprzeciwko tego zejścia. Okazuje się,że jesteśmy na prywatnym terenie, szczęśliwie ludzie są tu przyjaźni. Dowiedzieliśmy się nawet, że człowiek ów jest znanym w okolicy uzdrawiaczem stosującym metody naturalne. Podobno przyjeżdżają do niego klienci nawet z odległych krajów, nie tylko na leczenie, ale też na nauki. Cóż, w razie choroby, będziemy wiedzieć gdzie się tym miejscu nurkujemy cztery razy. Na początku nurkowanie wygląda podobnie jak w polskim jeziorze. Po chwili jednak znaleźć można rozgwiazdy. Byłoby to zbyt proste gdyby w tym miejscu temat rozgwiazd skończyć. Nie, te rozgwiazdy są zupełnie inne od tych, które widzieliśmy w różnych częściach świata. Są takie, które maja tylko trzy ramiona, ale są i takie, które mają ich 14. Ich barwy przyciągają wzrok. Na szarym tle dna fiordu wygląda to jakby eksponat z innej bajki. Zachwyceni tymi barwami robimy zdjęcia wszystkim możliwym rozgwiazdom. Po przepłynięciu dłuższego odcinka spotykamy na kamieniach potężne, nie - duże, a potężne, białe, jak niedźwiedź polarny ukwiały. Tak duże widzieliśmy tylko w tym miejscu, podobnie zresztą jak zębacza wielkości człowieka, którego, lekko mówiąc, omijaliśmy z odległości 5 metrów. Nie ma szans, aby wygrać z nim starcie na podwodna kuszę. Widząc jego olbrzymie zębiska czujemy się trochę jak w klatce, na którą naciera właśnie wielki ludojad. W tym fiordzie zobaczymy dużo meduz i perłopławów. Są tu także ślimaki nagoskrzelne, kilka rodzajów krabów. W przybrzeżnej części - las brunatnic. Jednak wspaniałych lasów z alg, brunatnic czy morszczynów do głębokości 20-40 metrów tu nie zobaczymy. Temperatura wody na powierzchni 12'C. Na dnie 6... Kolejne nurkowanie robimy na wraku statku, który zatonął w samym centrum portu Svolvaer czyli stolicy Lofotów. Niezwykłe nurkowanie, gdyż wokół odbywa się normalny ruch promowy, wre robota portowa, a my wchodzimy do wody w tym całym zgiełku i pod woda płyniemy do wraku. Można go łatwo zlokalizować gdyż maszt wystaje ponad wodę. Wystarczy wziąć namiar na kompas i nie ma możliwości abyśmy na niego nie trafili pod wodą. Przejrzystość jak to w porcie nieco słabsza, ale kolos dostarcza nam nie lada do niego grzbietem skalnym, na który to właśnie ten statek wpłynoł. Poniżej 15 metrów głębokości przejrzystość spada poniżej 5 metrów dlatego okrążamy wrak nie przekraczając tej głębokości. Leży na lewym boku. Jest drewniany i ma dużo ciekawych elementów zachowanych do dzisiaj. Olbrzymie luki do ładowni zapraszają do środka. Cóż może następnym razem? Wszędobylskie stada polocków pozują nam do zdjęć w każdej części wraku. Statek w najgłębszym miejscu leży na 30 metrach głębokości. Długość około 80 metrów. Tego samego dnia na kolejne nurkowanie jedziemy samochodami szukać innego ciekawego nurkowiska. Naturalnie mamy już fachową mapę batymetryczną. Łatwo z niej wypatrzyć gdzie stok szybko opada, a więc jest szansa na znalezienie ściany i czystej wody. W ten sposób znaleźliśmy jedno z najlepszych miejsc do nurkowania podczas całego przy miejscowości Stordalen. Około 10 km za Svolvaer w kierunku wschodnio-północnym. Musimy jechać wzdłuż brzegu, który mamy po lewej stronie. Z mapy wypatrzyliśmy, iż tuż przy drodze jest mała plaża i od razu głębokość 54 metry. Bez zastanowienia szukamy tego miejsca. Trafiamy idealnie. Piaszczysta plaża, można wjechać samochodem. Wchodzimy do wody od południowej strony i niestety musimy trochę ‘popedałować' na płetwach na wschód, aby dostać się do krawędzi podwodnego urwiska. Dno opada dość gwałtownie. Wspaniałe łąki alg z ukrywającymi się dorszami, polockami i halibutami. Kilka rodzajów ślimaków nagoskrzelnych. Formacje skalne ułożone jakby w kształcie schodów. Najgłębiej dotarliśmy do 40 metrów gdzie woda była tak oszałamiająco przejrzysta, iż wykonaliśmy tu jeszcze kilka nurkowań. Patrząc w dół widzieliśmy ciemną otchłań. Jeśli ktoś nurkował na j. Hańcza, to z pewnością już wie o jaki efekt dnia jedziemy za wschodnią część portu Svolvaer. Za kamienistym molo leży kolejny wrak. Tu już musieliśmy zdobyć konkretne namiary gdyż molo jest długie i moglibyśmy szukać wraku kilka dni, a rybacy lubią stawiać tu sieci wiec tym bardziej trzeba uważać. Plan musi być dokładny. Mniej więcej w połowie molo po wschodniej stronie są betonowe schody do wody. Tu wchodzimy. Płynąc kursem 130º lub 150º trafimy na wrak. Najpierw zobaczymy ogromne kotły, a potem sam kadłub. Dość dobrze zachowany. Maksymalna głębokość to 32 metry. Z racji tego, że jesteśmy w pobliżu portu przejrzystość wody nie przekracza 12 metrów. Od północnej strony wraku jest wielkie usypisko skał, na które prawdopodobnie wpłynął ten statek. Wokół sieci. Trzeba uważać aczkolwiek w sieciach zobaczyć można cały przekrój fauny tutejszych wód. Od około 10 metrów głębokości do powierzchni znajdziemy wspaniałe łąki brunatnic, między którymi pływają niezliczone ilości ryb. Pod liśćmi alg znajdziemy kraby, ślimaki i inne organizmy. Trzeba mieć tylko wyszkolone oko, aby je wpatrzeć w tej gęstwinie zieleni. Nie bez powodu wypożyczyliśmy małą łódź motorową. Podczas odpływu wody tutejsze pokazują niezbadane wierzchołki skał, które zazwyczaj oznaczone są długą metalowa tyczką w celu ostrzeżenia nawigacyjnego. Nazywamy te miejsca iglicami, a nurkowanie możliwe jest tylko po dopłynięciu łódką. W zależności od fazy pływów wskakujemy do wody i do wierzchołka mamy 2-3 metry głębokości albo po wejściu do wody stoimy na takiej skale po kolana w wodzie. To niesamowite, gdy widzi się człowieka stojącego po kolana w wodzie na środku nasze wyprawy łódkowe od najbliżej położonej drogi wysepki od brzegu płynie się 10 minut. Od północnej strony wyspy nagie skały nie dostarczają nam większych emocji, natomiast od południowej strony wspaniały las brunatnic, ślimaki nagoskrzelne, kraby, zębacze, mieniące się w słońcu olbrzymie polocki. Wyspa opada od tej strony do 26 metrów, od północnej strony znajdziemy 22 metry. Dalej już tylko morski piach, na którym widać od czasu do czasu flądry i przepływające leniwie dorsze. Odrywając się trochę od nurkowania w okolicach gdzie spaliśmy postanowiliśmy ruszyć dalej w stronę Atlantyku, aby pozwiedzać okolice i może znaleźć jakieś nowe, fascynujące miejsce nurkowe. Po około godzinie jazdy docieramy nad ocean. Dalej nie ma już nic, tylko biegun północny. Mały port rybacki, który teraz, po sezonie dorszowym, jest jakby w letargu. Nikogo nie ma, a mewy wiją sobie gniazda na pomostach. Mogliśmy przyjrzeć się jajom i mewom z takiej bliskości jak nigdy wejść do wody, aby zanurkować w Atlantyku. Cóż, pomysł nie był najlepszy, ale zawsze to jakieś doświadczenie. Płytko. Maksymalna głębokość, którą znaleźliśmy to sześć metrów. Jeśli dodamy do tego falowanie to domyślacie się, że bujało nami pod wodą jak na karuzeli. Zachęciły nas niesamowite łąki podwodne widoczne z portu. Inna sprawa, że takiej ilości raków pustelników nie widziałem w żadnym inny miejscu. Dosłownie całe dno się ruszało. Wystarczyło wziąć garść muszelek z dna i trzymaliśmy w ręku jakieś 20 raków pustelników. Kolejne miejsce to wysepka Spandete. Podobnie jak poprzednia, zarośnięta wspaniałym lasem alg. Wyspa kończy się na 32 metrach i dalej zobaczymy już tylko piach. Falowanie odczuwaliśmy już na 20 metrach. Trochę nas to martwiło gdyż większość zwierząt ucieka wówczas na głębsze partie wody. Po wynurzeniu słyszeliśmy odgłos foki, która widocznie odpoczywała sobie na tej nurkowania odbyliśmy z tutejszym centrum nurkowym. Niezapomniane dla nas nurkowanie w dryfie, w sąsiedztwie fiordu Trolii. Malowniczy, ale wąski, ciasny fiord na powierzchni nie zdradza tego, co czai się pod wodą. Nurkujemy parami. Silny prąd porywa nas od razu na podwodną przygodę. Na pierwszych metrach widzimy stada ryb płynące to pod prąd, to z prądem. Na dnie wszystkie wolne skały porośnięte są miękkimi, kolorowymi ukwiałami. Falują one wraz z morszczynami w rytm szybko przemieszczającej się wody. Spotykamy flądry, zębacze, wieloramienne rozgwiazdy. Po przepłynięciu kilku kilometrów jesteśmy wyciągnięci na powierzchnię. Do naszego fiordu wpływa wielki prom wycieczkowy. Zdawał się ledwo mieścić między ścianami. Widać było jak za przeszklonymi ścianami promu wycieczkowicze machają do nas rękoma popijając drinka i pławiąc się w basenie. Przyczepieni do skały czekamy aż prom przepłynie. Najpierw fala niesiona przed dziobem rzuciła nas na skały, później woda zaczęła nas ciągnąć na środek i znowu przyszła fala rzucająca nas na ścianę. Trzeba było mieć mocne paznokcie. Po przepłynięciu promu kontynuujemy nurkowanie. Warto zaznaczyć, że nasz opiekun na wszytkich nurkowaniach wręcza każdej parze boję i linę. Na dnie lina rozdwaja się i każdy z uczestników przywiązany jest do jednego końca. Jest to bardzo mądre rozwiązanie zważywszy na szybkość prądu, który targa nami pod woda jak liśćmi na wietrze. Bez tego patentu nie ma możliwości, aby partnerzy pod woda się nie pogubili. Wąski fiord, przez który w kilka godzin przelewa się miliony litrów morskiej wody, to jest po prostu niesamowite. Nurkowania tu są o niebo lepsze od tych w nurkowaniu w dryfie, w drodze powrotnej, płyniemy zobaczyć jeden z najsławniejszych i chyba najpiękniejszy fiord Troli. Tego widoku nie da się opisać. Niektórym z nas niemal łza zakręciła się w oku na widok tak wspaniałego miejsca. To było chyba najpiękniejsze miejsce, jakie widzieliśmy w swoim życiu! Dwa orły krążyły nad nami na tle ośnieżonych gór. Szukamy nowych miejsc nurkowych i tak trafiamy na cypel Sildpollneset na którego końcu jest kościół we fiordzie Austenfjord. Zapowiadało się nieźle i rzeczywiście było to jedno z piękniejszych miejsc nurkowych podczas tego wyjazdu. Znalezione znowu przy pomocy mapy batymetrycznej. Mały cypel wbijający się w fiord podpowiadał, że może być to głębokie nurkowanie. Dzień wcześniej padający śnieg zostawił śnieżne szczyty gór. Dla przypomnienia akcja dzieje się w drugiej połowie czerwca. Wspaniała słoneczna pogoda i ta sceneria poruszała serca największych twardzieli. Podczas naszego nurkowania osoby na brzegu powiedziały nam, że ok. 50 metrów na poziomem wody między wzgórzami przeleciały dwa norweskie myśliwce wojskowe. Leciały tak nisko, iż na wodzie utworzyła się specyficzna nurkowanie, jak to w nowym miejscu, dostarczyło nam nie lada atrakcji. Najpierw trzeba dopłynąć do małej wysepki, około 40 metrów od brzegu. Dopiero za nią zanurzamy się i płyniemy w głąb. Dno w niektórych miejscach opada prawie pionowo. Do skał poprzyczepiane morszczyny, brunatnice i inne, nieznane mi dotąd, rośliny. Nurkujemy do 30 metrów gdzie na dnie wita nas kilka zębaczy. Trochę się z nimi ganiamy zanim udaje się zrobić dobre zdjęcie. Najciekawiej jednak wyglądały szczątki dużych ryb, prawdopodobnie dorszy, których z niewiadomego powodu było tu całkiem sporo. Domyślaliśmy się tylko, że powypadały one z sieci podczas połowu rybackiego. Między wysepką, a brzegiem dosłownie kilka metrów głębokości. Doskonałe nasłonecznienie sprawia, iż czujemy się jak w Chorwacji. Na dnie dużo fioletowych, żywych, okrągłych kamieni. Do dziś zastanawiamy się czy to nie były jakieś formy w końcu na iglicy. Między miejscowością Henningsvaer, a Lyngsvaer wystaje kilka samotnych igieł z wody. Ruszamy na tą najbliżej brzegu. Wysiadamy z łódki na środku wielkiej wody i stoimy po kolana. Skały w tym miejscu kończą się na 32 metrach. Może z racji zmiany prądu nie widzieliśmy tym razem wielu ryb ale zdecydowanie była to najpiękniejsza łąka podwodna podczas wszystkich naszych nurkowań w okolicy chłodna, ale niewielu z nas ma suche skafandry. Po odpowiednim przygotowaniu (żyletka, rękawice i buty z podwójnymi manszetami) osoby nurkujące w mokrych skafandrach pływają nawet po 1,5 godziny. Nie należy zapominać, że w Norwegii jest właśnie lato i zaczynają się wakacje. Dzieci więcej czasu spędzają nad wodą. Plaże zapełniają się rodzinami. Dopiero teraz widać ile krzywdy zrobiła nam cywilizacja. Czas mija nam błogo na nurkowaniu, leniuchowaniu i zwiedzaniu. Jedyny problem podczas pobytu na Lofotach, to kompletnie rozregulowany zegar biologiczny i brak poczucia czasu. Wieczorna pogadanka przy kolacji kończy się o 2 w nocy tylko dla tego, że ktoś spojrzał na zegarek. Trzeba zasłaniać okno na noc i na początku trochę trudno zasnąć. Można się jednak przyzwyczaić. Zaleta tego taka, ze idąc w nocy do łazienki nie trzeba zapalać światła i wszystkich budzićWreszcie przyszedł czas powrotu. Nie, raczej - niestety wracamy. Znana nam już trasa ciągle wydaje się tak samo fascynująca. Nie sposób nie zatrzymać się o czy w nocy nad górskim jeziorem i zrobić niezapomniane zdjęcie odbijających się czerwono-purpurowych chmur w idealnie krystalicznej tafli wody. Serce napełnia się energią, jakiej nie znajdziemy nigdzie i mimo zmęczenia, jakie towarzyszy nam podczas jazdy trudno odkleić wzrok od szyby samochodu. Jeszcze kilka razy przyglądamy się reniferom z bliska i powoli zbliżamy się do bardziej cywilizowanych zakątków Szwecji. W końcu port, odprawa i nareszcie do łóżka w kajucie. Niektórzy padają z nóg, ale inni jeszcze walczą w pubie i na szok jaki doznajemy w Polsce? Prędkość na drogach. Po dwóch tygodniach pobytu w Norwegii naprawdę przyzwyczailiśmy się do ograniczeń i wolnej jazdy, a tu znowu ‘wolna amerykanka' - teren zabudowany i ...jazda 120km/h. Z początku z oburzeniem patrzyliśmy na tych kierowców, ale cóż, wróciliśmy do to miejsce gdzie będziemy wracać każdego roku. Miejsc nurkowych jest tu co niemiara. Każdego razu znajdziemy coś innego. Zdecydowanie warto zanurkować choć raz z tutejszym centrum nurkowym LofoDykk, gdzie nurkowania są drogie (ok. 200 zł za jedno) ale mamy pewność, że wezmą nas w takie miejsce, ze samochodem byśmy tam nie trafili, a wrażenia godne są tej powrocie do Polski tydzień zajmuje nam przestawienie się na cykl dzień i noc, bo ciężko było nam zasnąć, gdy ciemność za oknem. Dodatkowe informacje:Przejeżdżając nocą przez góry w okolicach koła polarnego trzeba wziąć pod uwagę utrudnienia w tankowaniu. Im dalej na północ tym mniej stacji czynnych całą dobę. W górach stacji jest jeszcze mniej. Nie oznacza to, że nie można zatankować. Po zamknięciu kasy za paliwo można zapłacić w "tankomacie" ale trzeba pamiętać, że przyjmuje tylko banknoty po: 20; 50 i 100 koron. Oczywiście możemy zapłacić również kartą. Wjeżdżając na stację należy zwrócić uwagę na:czy na tej stacji mają interesujące nas paliwo (szczególnie diesel)czy za to paliwo możemy zapłacić w kasie (KASA), w "tankomacie" (SEDEL), czy tylko kartą (KONTO).W ogóle, jeśli chodzi o stacje benzynowe w Skandynawii, trzeba być przygotowanym na różne możliwości. Najlepiej mieć przy sobie 2 różne karty, oprócz tego gotówkę w banknotach po 100 koron. I trzeba pamiętać, że po wrzuceniu pieniążka mamy 15 minut na zatankowanie, później uiszczona opłata przepada. Tak czy owak są z tym problemy szczególnie w środku paliw w Norwegii należą do najwyższych w Europie, ale te różnice nie są już tak duże jak kiedyś. Najlepiej jest sprawdzić je przed podróżą na na prędkość, kary są naprawdę wysokie! Polską mentalność drogową musimy zostawić w domu. Tu nie możemy sobie pomyśleć, że jak mamy znak z ograniczeniem prędkości do 50 km, to jak będziemy sobie jechać 60-70 na godzinę to nic nie będzie, błąd pomiaru i te sprawy. Nie! Za każdy przekroczony kilometr należy się 100 Koron mandatu. Nie trudno się doliczyć, że za 10 km przekroczonej, dopuszczalnej prędkości płacimy 1000 Koron, a to już boli. I jakby jeszcze ktoś kombinował jechać 50 km/h na zakazie do 50 km to i tak należy się 100 koron mandatu, bo w tym miejscu możemy jechać góra 49 km/h. W Polsce to nie do pomyślenia, ale tu przepisy są bardzo zaczyna się w połowie czerwca i od tego momentu ceny idą do góry. W maju może zastać nas jeszcze śnieg na drogach, a po sezonie, od września dzień robi się krótki. Warto wziąć to pod uwagę przy planowaniu naszych i zdjęcia: Rudi Stankiewicz Masz pytania? Wystarczy, że do nas napiszesz lub zadzwonisz: Bestdivers@ Tel. (+48) 601321557 / (+48) 698529073
2022-12-04 - Explore Marrynna's board "dobrej nocy" on Pinterest. See more ideas about dobranoc, dzień dobry, cytaty na dobranoc.
Kołysanki usypianki - Dobrej nocyLullaby - Good nightKojący dźwięk gitary i szum rzeki.http://www.maxx-audio.comhttp://www.spokojny-sen.pl
Dobrej nocy kartki dobrej nocy obrazki na dobranoc. Co jednak gdy nie można tego zrobić ani osobiście w bezpośredni sposób ani np. Animowane obrazy gif na dobranoc. Dobranoc obraz 1907 na dobranoc trzy słóweczka.
tTUwScQ. rn451j7tu3.pages.dev/302rn451j7tu3.pages.dev/273rn451j7tu3.pages.dev/88rn451j7tu3.pages.dev/132rn451j7tu3.pages.dev/385rn451j7tu3.pages.dev/41rn451j7tu3.pages.dev/51rn451j7tu3.pages.dev/30rn451j7tu3.pages.dev/280
zdjęcia nurka dobrej nocy